Czarne koszulki z logo protestu, oflagowane ambulanse i siedziba radomskiej stacji pogotowia ratunkowego. W ten sposób ratownicy medyczni z Radomia chcą zwrócić uwagę na ich obecną sytuację i solidaryzować się z ratownikami z całej Polski. - Chcielibyśmy tym protestem solidaryzować się z ogólnopolską akcją, która jest wymierzona w kierunku ministra zdrowia, a nie w kierunku placówek i dyrektorów, którzy tymi placówkami kierują – informuje Mariusz Wielocha, ratownik medyczny z Radomia. Ratownicy chcą przede wszystkim poprawy sytuacji finansowej. Jak mówią, zarabiają zdecydowanie za mało w stosunku do wykonywanej przez nich pracy. - Średnia płaca ratownika to 1400 złotych netto. To stanowczo za mało. Pracujemy miesięcznie ok. 400 godzin - mówi Sławomir Gładyś, ratownik medyczny pracujący w radomskim pogotowiu. Protest ratowników nie uderza w pacjentów. Ubrani na czarno, ale cały czas pracują, czyli pomagają w sytuacjach kryzysowych. - Chcę państwa zapewnić, że protestu nie odczuwają pacjenci. Pracujemy normalnie, udzielamy pomocy – mówi Elżbieta Cieślak, rzecznik radomskiego pogotowia. Pacjenci protestu nie odczuwają, co więcej – pytani przez nas – solidaryzują się z ratownikami medycznymi. - Niech walczą o swoje wynagrodzenia. - Wydaje mi się, że te zarobki to za mało. Przecież oni jeżdżą na ratunek człowieka – mówią niektórzy pacjenci. Ratownicy chcą także upaństwowienia systemu ratownictwa medycznego, czyli wyeliminowania prywatnych podmiotów z rynku. Jednym z postulatów protestujących jest również przywrócenie trzyosobowych zespołów w karetkach.