- Ooooo to chyba jeszcze przed nami było – mówi jeden z mieszkańców gminy, który przyjechał na „kusaki”, czyli na Ścięcie Śmierci. Na pewno tak właśnie było, bo widowisko Ścięcia Śmierci, które odbywa się w podradomskim Jedlińsku ma bardzo długą historię. I jest czymś, co wyróżnia gminę na mapie Starego Kontynentu – informują władze Jedlińska. - Jedyne w Polsce i w Europie mamy takie święto z czego jestem dumny, ale i mieszkańcy są dumni – mówi Kamil Dziewierz, wójt gminy Jedlińsk. Są i przychodzą na „kusaki” z kilku przyczyn. Zresztą nie tylko mieszkańcy, bo Ścięcie Śmierci przyciąga także gości z innych miast, a nawet z zagranicy. - To tradycja, a tradycja to ważna rzecz. - Ludzi to integruje, a jak robi się coś wspólnie i chce się to robić, to jest to fajne. - To bardzo ciekawa impreza – mówią ci, którzy przybyli w tym roku do Jedlińska na „kusaki”. Obecnie widowisko odbywa się według wierszowanego, XIX – wiecznego opisu autorstwa ks. Jana Kloczkowskiego. Ci, którzy przychodzą tu od lat, znają bardzo dobrze przebieg wydarzeń. - Przyprowadzają śmierć na postronku. Łeb jej ścina kat, wiozą ją do księdza. Ten pokropi i poszła w cholerę – opowiada nam jeden z mieszkańców. Wszystkie role w widowisku grane są przez mężczyzn. To tradycja. - Mężczyźni odgrywają tu role. Raz tylko była kobieta, która grała anioła, ale było to dawno temu. Teraz mamy tylko mężczyzn, nawet panna młoda jest mężczyzną – uśmiecha się wójt. A role przechodzą z pokolenia na pokolenie. Współcześnie widowisko wygląda nieco inaczej niż wiele lat temu. Kiedyś nie było nagłośnienia, aktorzy nie korzystali z mikrofonów – wspominają mieszkańcy, ale sam przebieg „spektaklu” nie zmienia się. I niezmiennie, co roku przyciąga wielu widzów.