Rzeźba profesora Leszka Kołakowskiego ma stanąć na Placu Konstytucji. Ma to być stolik, przy którym będzie siedział profesor. W ten sposób miasto chce upamiętnić honorowego obywatela Radomia, jednego z największych polskich filozofów, wykładowcę takich uniwersytetów jak Oxford, Berkeley czy Yale. - Przypomnę, że na początku tego roku radni zadecydowali o wprowadzeniu tego zadania do budżetu miasta na 2016 rok. Wydział Inwestycji ogłosił już zapytania ofertowe. Czekamy na oferty razem z modelem tego przedsięwzięcia – mówi Konrad Frysztak, wiceprezydent Radomia. Ale radni Prawa i Sprawiedliwości nie chcą, żeby rzeźba Leszka Kołakowskiego powstała za miejskie pieniądze. Dariusz Wójcik proponuje żeby ci, którzy chcą tego pomnika powołali komitet i rozpoczęli zbiórkę pieniędzy. Jak mówią radni PiS, ich zmiana w podejściu do profesora wynika z tego, że wcześniej nie wiedzieli wszystkiego o jego przeszłości. - Pan Leszek Kołakowski ma dwa oblicza. Jedno oblicze to wybitny filozof, a drugie oblicze to jego powojenna działalność, która chluby mu nie przynosi – mówi Dariusz Wójcik, przewodniczący Rady Miejskiej w Radomiu. O tej przeszłości mówi też radny PiS Marek Szary. - Ostatnio wychodzą materiały, o których wcześniej nie było wiadomo. Leszek Kołakowski chwalił się, że chodził z naganem, jeździł rabować żywność na wieś, chwalił się, że walczył z Żołnierzami Wyklętymi. Nie można jednocześnie honorować Żołnierzy Wyklętych i stawiać pomnik ich katowi – mówi Marek Szary, radny Prawa i Sprawiedliwości. Tym rewelacjom Marka Szarego, zwłaszcza temu, że Kołakowski strzelał do Żołnierzy Wyklętych kategorycznie zaprzecza biograf profesora, doktor Wiesław Chudoba. Jego zdaniem było odwrotnie. - Rzecz miała miejsce w Garbatce w 1945 roku. Leszek Kołakowski wracał z kolegą z lekcji matematyki. Otoczyła ich grupa żołnierzy, którzy mieli go zlikwidować. Ale szczęśliwie dla profesora nie wykonano tego zadania bo kolega, który z nim był, rozpoznał tych żołnierzy. W tej sytuacji musieliby zabić ich obu, a nie tylko Kołakowskiego. Dlatego profesor przeżył – opowiada Wiesław Chudoba, biograf Leszka Kołakowskiego. Radni PiS krytykując przeszłość Leszka Kołakowskiego z lat 1945-1947, powołują się się między innymi na publiczne wypowiedzi profesora dotyczącego tamtego okresu, w których nie ukrywał, że miał pistolet i z nim chodził. - Owszem miał pistolet, ale nie wtedy kiedy był w Garbatce, tylko wtedy kiedy studiował w Łodzi. Było to w latach 1945-1949. Nigdy go nie użył. Natomiast ten pistolet służył mu jedynie do ochrony osobistej, bo wtedy w Łodzi było niebezpiecznie – wyjaśnia Wiesław Chudoba. Wiesław Chudoba zaprzecza także słowom radnego Marka Szarego, ze Leszek Kołakowski zaraz po wojnie jeździł z bronią na wieś i zabierał rolnikom żywność. - Leszek Kołakowski nigdy nie jeździł z żadnymi grupami, które szabrowały żywność rolnikom po wojnie. To jest wyssane z palca – dodaje Wiesław Chudoba. Profesor Leszek Kołakowski w sześćdziesiątych latach odszedł od komunizmu. Za krytykowanie władzy został wyrzucony z partii. W 1976 roku w Anglii organizował pomoc dla represjonowanych radomskich robotników. W 1993 roku został honorowym obywatelem Radomia. W 2007 roku otrzymał z rąk prezydenta Andrzeja Kosztowniaka medal Bene Merenti Civitas Radomiensis. W tym czasie rozmowy z profesorem były już publikowane, a sam profesor swojej przeszłości nie ukrywał. Teraz Andrzej Kosztowniak do sprawy pomnika Leszka Kołakowskiego podchodzi ostrożnie. - Ważne jest to jak się w życiu zachowujemy. Ale nie róbmy z życia samorządowego sceny walk pomiędzy takimi czy innymi osobami. Wydaje mi się, że jeżeli są niechlubne karty historii Leszka Kołakowskiego, to powinniśmy się z nimi zmierzyć, ale niekoniecznie powinniśmy je gloryfikować poprzez stawianie pomników czy podnoszenia czegoś do wielkiej wartości – mówi Andrzej Kosztowniak, poseł PiS. Pomnik profesora ma powstać jeszcze w tym roku. W budżecie miasta na ten rok zapisano na ten cel 100 tys. złotych. Termin składania ofert na opracowanie koncepcji pomnika przedłużono do 29 kwietnia.