Przepłynięcie kajakiem pod prąd najdłuższej rzeki w Polsce, bez pomocy osób trzecich, nie licząc oczywiście gościny było pierwszą kajakową wyprawą pana Roberta, mieszkańca podradomskiego Lesiowa. Zainspirował się takim samym wyczynem swojego kolegi, z którym biega maratony. Jak opowiada, niemal z marszu kupił kajak i wypłynął. Przepłynięcie Wisły pod prąd zajęło mu 27 dni. - Rzeka się skończyła, uznałem, że dobrze się czuje, ale wody już nie było – śmieje się Robert Tomalski. - Skoro były siły na zamiary, to pomyślałem, że jeśli zrobiłem najdłuższą rzekę w Polsce, to może teraz zrobię najdłuższą w Europie. Patrze w internecie, no Wołga – opowiada.
Wołga, czyli rzeka w Rosji o długości 3531 kilometrów – jak podaje internetowa encyklopedia. Choć pan Robert mówi, że przy ujściu rzeki jest kamień informujący o 3690 kilometrach. Wyprawa w każdym razie była dużo poważniejsza od tej, polskiej. Pan Robert był też na nią lepiej przygotowany. Jak opowiada, zaopatrzył się w lepszy sprzęt. Musiał też uporać się ze stereotypami. Znajomi przestrzegali przed Rosjanami. - Mówili: „Nie jedź tam”. U nas jest taki klimat, że jak Rosjanin to zły. Ale to okazało się nieprawdą. Życzyłbym sobie takiej gościny, takich ludzi u nas, jak płynąłem po Wiśle. To było niesamowite jak gościnni i pomocni okazali się być Rosjanie – wspomina pan Robert.
Mężczyzna był przygotowany kondycyjnie. Biega maratony, ćwiczy regularnie. Każdego dnia pokonywał od 60 do nawet 130 kilometrów na dobę. Bywały dni, że płynął 20 godzin. Jak opowiada, sił mu nie brakowało. Problemem – i to już podczas polskiej wyprawy – była początkowo psychika. - Na Wiśle pierwsze trzy, cztery dni to było takie zwątpienie i myśli: „Co ja tu robię?”, „Kto mnie wygnał?”. Ale potem robisz swoje i właściwie nie myślisz już o niczym. Działasz jak robot – opowiada Robert Tomalski.
Po przepłynięciu najdłuższej rzeki w Polsce i najdłuższej rzeki w Europie pan Robert ma kolejne plany. I to poważne. Na celowniku są trzy najdłuższe rzeki świata, czyli Amazonka, Nil i Jangcy. - Najprawdopodobniej będzie to Jangcy, ale nie mówię, że nie Amazonka – twierdzi pan Robert. - Bo Nil to krokodyle i raczej nie chcę mieć z nimi nic wspólnego – dodaje.